Sobotę standardowo spędziłam w Stajni Michałów z Galą.
Rano miałam sprzeczkę z rodzicami, o mały włos w ogóle nie
ruszyłabym się z domu. Jak zwykle poszło o pieniądze na paliwo..ech.
Do stajni przyjechałam niewiele przed 10. Warto dodać, że na
dworze było już około 10
centymetrów śniegu, który i tak padał dalej, aż do
wieczora.
Było -8 stopni, więc o wsiadaniu nie było mowy, na
ujeżdżalni totalna gruda.
(Naprawdę jestem ciekawa co to będzie jak wsiądę nagle po
takiej przerwie :| )
Po przejściu na drugi mini padok na terenie stajni ku mojemu
zdziwieniu okazało się, że stadko powiększyło się o dwa nowe konie fryzyjskie i
jednego 2,5 letniego ogierka, chyba śląskiego. *w* Postanowiłam sobie, że za tydzień
oporządzę wszystkie fryzy :’D, a więc 6 z Galą.
Gala była wyjątkowo nie w humorze, biedna aż kipiała energią
jaka się w niej nagromadziła od stania w boksie. Szybciutko wyczyściłam jej sierść, raz
przeczesałam szczotką ogon i wyszłyśmy na chwilę przed stajnię. Tylko tam można
było odrobinę pobiegać z nią w ręku, więc przez następne pół godziny śmigałyśmy
kółka, ósemki i Bóg wie jakie slalomy X’D
Potem odrobinę kombinowałyśmy jakby się dogadać w sprawie
nauki ukłonów, ale potem spasowałam.
Po wejściu do stajni mąż Pani Larysy powiedział, że wszystkie
konie idą na owy mini padok, więc odpięłam Gali uwiąz, a ta poleciała do reszty
stada.
Przygotowałam na ten dzień niespodziankę dla koni – kompot jabłkowy
z odrobiną cukru w plastikowej butelce : )
Chciałam, żeby chociaż przez parę minut miały do czynienia z czymś
nowym. O dziwo, jak zrobiłam to w głównym zamyśle dla Gali – ta nawet nie
raczyła spróbować. Wszystkim innym koniom dawałam po trochu, każdy chciał
więcej. Oczywiście po paru minutach przyszedł Goliat (wałach fryzyjski) i
odgonił wszystkie konie oprócz Gali.
No cóż..jak się dorwał do butelki to latał z nią jak źrebak
ssący butelkę z mlekiem |D’
Aaach, bezcenny widok, a jaka radość! <D Za tydzień powtórka,
huehe.
Ciągle zbieram na piłkę dla koni, ale z drugiej strony
szkoda mi na nią wydać 70 zł u.u
Minęły mniej więcej 2 godziny. Przyjechał Pan Jan i
zaczęliśmy razem z Jego wnukami szykować Harnasia do sań. No i pojechaliśmy na
kulig. Chłopaki jechali na sankach za saniami, ja z Panem Janem w saniach. O
ile od pasa w górę było mi ciepło, tak nie czułam nóg. Podobało mi się bardzo,
takie oderwanie się od codzienności, ale nigdy tak nie zmarzłam D:
Nie mam żadnych termobutów, a swoich zimowych butów nie
wkładam do s tajni z oczywistych powodów. Pomykam w sztybletach i średnio w 3
parach skarpet. Tym razem niestety wszystko-sztylpy, sztyblety, skarpety
przemokły mi całkowicie x.x
W domu jeszcze przez godzinę (pomimo siedzenia przy kominku)
nie czułam stóp.
To chyba tyle ^^ Nie zdjęć, tata zawiózł mnie do stajni i
pojechał, a sama nie chciałam bawić się aparatem, gdy padał śnieg.
W piątek obchodzę z tatą urodziny : D
W sobotę znowu do niuni :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz